Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.
Nie wiem. Właściwie mówiąc, nic o nim nie wiem, poza tem, że pragnę go każdym nerwem i niemal każdą myślą. On tak mało mówi, tak mało i tak prosto, że doprawdy możnaby go posądzić o brak inteligencji, gdyby nie codzienne dowody, że pod szeroko sklepionem czołem trwa nieustanna praca nieprzeciętnego mózgu. Kasia twierdziła, że on nie jest kulturalny. Nieprawda. Jest może nieucywilizowany, może ma pewne braki w wychowaniu, braki — przyznaję — zastanawiające, jeżeli chodzi o byłego oxfordczyka. Może to być jednak równie dobrze specjalna manjera. Coś w rodzaju manifestacyjnego lekceważenia form dla tem mocniejszego podkreślenia wagi, jaką się przywiązuje do treści. To samo widoczne jest w jego sposobie ubierania się. Jest niewątpliwie dobrze zbudowany, a tylko dzięki ubraniu, wygląda niezgrabnie.

Zastanawiałam się nad tem, czy jest ładny? Raczej nie. Czyż chodzi mi o jego urodę. Jest męski, hipnotyzuje mnie swą męskością. Wolałabym, by miał ładniejsze ręce.

Wysłałam dziś długi list. Brak mi bardzo jego obecności“.

Na drugiej kartce rękopis zaczynał się od dłuższego zdania w języku francuskim, poczem Nikodem przeczytał:

„Stało się nieszczęście. Myślałam, że zemdleję, gdy przeczytałam dzienniki. Drżę na samo przypuszczenie, że może nie wrócić już do Koborowa“.

— To się kobita we mnie wklepała! — mruknął do siebie Dyzma i pomyślał, że chociaż to mile łechcze ambicję, jednak może się z czasem stać niewygodne.

„Leon wysłał doń depeszę gratulacyjną. Boże, gdybyż on przyjął propozycję Leona, i został zemną. Myślałam o ewentualności zamieszkania w Warszawie.