tecznie jest jej to obojętne, lecz pragnęłaby uniknąć awantury.
Pożegnali się czule i wyszła.
Dyzma położył się do łóżka, naciągnął kołdrę na głowę i mruknął:
— Ee... do cholery z taką miłością.
Państwowy Bank Zbożowy prosperował świetnie. Eksperyment ekonomiczny udał się ponad wszelkie przewidywania. Zwróciło to baczną uwagę innych państw europejskich, a prasa zagraniczna, a zwłaszcza w krajach rolnych, domagała się od swoich rządów zastosowania „metody prezesa Dyzmy“.
Sam pan prezes stał się osobistością, cieszącą się uznaniem sfer rządowych, a nawet opozycja traktowała go z szacunkiem, od czasu do czasu nie skąpiąc mu komplimentów.
I nic w tem dziwnego.
Państwowy Bank Zbożowy dzięki jego żelaznej ręce był podawany jako wzór sprawnej organizacji, oszczędnej a mądrej gospodarki i rozmachu w akcji.
Nadto zasłynęła pracowitość prezesa Dyzmy.
Człowiek ten odznaczał się bowiem nietylko zdumiewającą pomysłowością, lecz pracowitością niezwykłą. Jego gabinet był niedostępnem sanktuarjum, do którego niezmiernie rzadko wpuszczani bywali interesanci. Jedynie sekretarz Krzepicki miał tam wstęp nieograniczony. On to codziennie przedkładał prezesowi sprawozdania poszczególnych szefów działów, on referował korespondencję, prasę i wszystkie sprawy bieżące.
Codziennie o godzinie jedenastej zjawiał się u pana prezesa dyrektor Wandryszewski na krótką konferencję. Konferencja zaś polegała na tem, że dyrektor przedstawiał najbardziej skomplikowane sprawy, normalnie wymagające długiego i gruntownego namysłu, zaś pre-