— Wyleli pana?
— Zwolnili, eee... panie Nik.... panie prezesie, nasłali wrogi jakąś komisję i tam był taki Skowronek z okręgu, pies nie człowiek, to on doszperał się jakichś nieporządków w książce przesyłek wartościowych, w tej samej, wie pan, co to pan kiedyś prowadził...
— Ciszej, do cholery, czego pan wrzeszczysz!
Boczek ze zdumieniem otworzył szeroko małe, zarośnięte tłustemi powiekami oczy. Wcale nie mówił zbyt głośno, więc?... Czyżby jego dawny podwładny bał się, by ktoś nie usłyszał, że... Boczek był dość sprytny, by to spostrzec.
— No więc, czego pan chcesz?
— Prosiłbym pana prezesa o posadę, bo...
— Nie mam żadnych posad. Wszystko zajęte.
— Pan prezes żartuje. Na jedno kiwnięcie palcem wielmożnego pana prezesa...
— Ale ja nie myślę kiwać palcem, rozumiesz pan, panie Boczek? Ani myślę! Dlaczegoż to mam kiwać, co? Niby z jakiej takiej parady? Jak byłem pod panem, panie ładny, to pan mnie traktowałeś, pan wyrażałaś się do mnie, a teraz to koza do woza? Figa z makiem, o!
Boczek siedział ponury.
— Guzik panu, nie posadę! Widzisz go! Wielką szyszkę kroił, a teraz w pas się zgina.
Nikodem w podnieceniu wstał i tupnął nogą:
— Wiesz pan z kim masz do czynienia? Z panem prezesem, z przyjacielem ministrów! Bałwan jeden! Wstać, kiedy ja stoję!
Boczek ociągając się wstał.
— Ja pana mogę zaraz ze schodów kazać zrzucić, na zbity pysk! I nikt słowa nie powie! Wynoś się, pókim dobry, i gębę na kłódkę, rozumiesz pan?! Ani słówkiem nikomu o pańskiej z........j poczcie i o tem, że mnie znasz! Ani słówkiem! A teraz wont!
Boczek nie ruszał się z miejsca i po chwili patrząc w podłogę, powiedział:
— Dobrze, ja pójdę... Tylko chciałem powiedzieć, że co do zrzucenia ze schodów, to niby nie tak łatwo... Jest
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.