Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

Wyciągnął rękę na pożegnanie i cofnął ją, gdyż Nikodem swoje wpakował do kieszeni.
Ukłonił się jeszcze raz bardzo nisko i wyszedł.
— Cholera! — zaklął Dyzma.
Widział w oczach Boczka nienawiść i chociaż był pewien, że teraz go „nie wysypie“, postanowił coś wymyśleć na zaradzenie niebezpieczeństwu.
Tymczasem wszedł Krzepicki z jakąś korespondencją i z najnowszą plotką, dotyczącą jednego z buchalterów, który pisze listy miłosne do maszynistki z działu korespondencji.
— Która to? — zapytał Nikodem.
— Taka ładna brunetka. Siedzi przy oknie.
— A co na to dyrektor?
— Nie wie o niczem.
— Czy nie wylać tego buchaltera?
Krzepicki wzruszył ramionami:
— Cii... poco? Szkoda go, żonaty, dzieciaty...
— To świnia! Powiedz mu pan, że ja wiem o wszystkiem i żeby uspokoił się z temi romansami.
Krzepicki kiwnął głową i zaczął streszczać przyniesione papiery.
Nikodem słuchał z roztargnieniem i wreszcie przerwał:
— A ona jest ładna?
— Kto?
— No ta brunetka.
— Bardzo ładna.
Dyzma uśmiechnął się szeroko:
— A względem tego?...
Krzepicki przysiadł na rogu biurka:
— Panie prezesie, czy to można o jakiej kobiecie coś wiedzieć, he, he, he, he.
Nikodem klepnął go po kolanie:
— Z pana to też numer! Ale żeby pan wiedział, z jaką kobietą ja miałem okoliczność, tobyś pan zdębiał!
— Chyba nie mówisz pan o pani Jaszuńskiej?
— Tfu, klempa!
— A ja ją znam?