Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

i skórzany hełm, połyskujący na czole okularami. Przywitała Nikodema z rozmachem i kalecząc niemiłosiernie wyrazy oświadczyła, że przyjechała doń specjalnie, by go zabrać na wieś.
Zdziwił się tem bardzo. Nie miał najmniejszej ochoty jechać, tembardziej, że na wieczór umówił się z Waredą. Jednakże pani Lala nie należała do ustępliwych. Zapowiadała niespodziankę, a gdy i to nie skutkowało, powiedziała wręcz, że jej mąż wyjechał zagranicę, przyczem zrobiła do Dyzmy zachęcające „oko“.
Nie umiał się wykręcić. Musiał przejść do swego mieszkania, przebrać się i zgodnie z instrukcją pani Lali zabrać pidżamę. Ignacemu kazał poinformować Krzepickiego o wyjeździe i zszedł ze schodów.
Pani Koniecpolska siedziała już przy kierownicy dwuosobowej półwyścigówki bez drzwiczek, który to szczegół nie wydał się Dyzmie specjalnie zachęcający do podróży.
Ruszyła z miejsca szalonem tempem, omal nie przejechała policjanta na zbiegu ulic i szczerząc zęby do swego nieco wystraszonego pasażera, dodała gazu. W kilka minut byli na rogatce. Zaczynała się tu droga prosta, jak strzała i świeżo wyasfaltowana, to też pani Lala zwiększyła szybkość do stu dwudziestu.
— Przijemni? — zapytała.
— Nie — odparł szczerze.
— Dlaczego?
— Za szybko, oddychać trudno...
Zwolniła.
— Pan nie lubi szybkość?
— Nie lubię.
Roześmiała się.
— A ja szalenie... W zeszli roku w München na rajdzie automobilowim, ja wziela za szybkość druga nagroda, wtedy wyciągala...
Przerwał jej głośny trzask. Nacisnęła hamulce i zatrzymała wóz na skraju szosy.
— Co się stało?