panna Iwona (starsza) i panna Marietta (młodsza) Czarskie. Poszły zaraz przebrać się.
— Bardzo miłe panienki — zauważyła utleniona dama — przyczem jestem zdania, że Marietta jest świetnym materjałem na medjum. Jej pogoda, połączona z subtelną nerwowością daje amalgamat niezwykle czuły, nie uważa pan, panie prezesie?
— Owszem, dlaczego....
— Nie odmówi mi pan — atakowała go dalej — i zrobi pan z nią eksperyment? Mam wrażenie, że pańska wola przełamie z łatwością spiralną reakcję samowiedzy. Imperatyw nakazu zdolny jest zanimować nawet takie potencjonalne uwarstwienia sił wyższych, o istnieniu których dotychczas sam subjekt, czy też objekt, jeśli pan woli, nie miał choćby objawów czwartego stopnia. I właśnie flagracje intuicyjne...
Na szczęście wróciła pani Koniecpolska i Dyzma otarł pot z czoła.
— Tylko baczność, moje panie — zawołała, stojąc w progu, — bo nasz gość nie cierpi, kiedy mówi się w językach obcych! Dzień dobry... Dzień dobry...
Witała się wesoło. Po chwili zjawił się służący, zapraszając na śniadanie.
Szczęściem Dyzmy wielomówność towarzystwa uwalniała go od dłuższych oracyj. Wystarczało od czasu do czasu odczepić się kilku monosylabami. Rozmawiano przeważnie o modach i o projektach na jesień. Tylko rzeczowa brunetka wciąż powracała do tych dziwacznych spraw, które Dyzma początkowo brał za mistyfikację, a które naprowadziły go w końcu na domysł, że wszystko to musi mieć jakiś związek z wirującemi stolikami.
Była już godzina czwarta, gdy wstano od stołu. Ponieważ panie wypiły sporo wina i koniaku, nastrój był niezwykle ożywiony, granicząc niemal z frywolnością, na tle której pełna godności i zamyślenia powaga Nikodema wyróżniała się dodatnio.
Znowu przeniesiono się na taras, z przed którego znikły już samochody, widocznie odprowadzone do garażu.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.