Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozejrzał się. Spodziewał się, że i w tym pokoju znajdzie coś niezwykłego, lecz zawiódł się. Urządzenie niczem specjalnem nie wyróżniało się, jedynym zaś przedmiotem intrygującym była czarna płaska walizka, stojąca na biurku.
Po sutym obiedzie myśl pracowała leniwie i Nikodem rozciągnął się na sofie, by spokojniej rozważyć swoją sytuację.
Nie odstępowało go uczucie niezadowolenia i obawy przed północną uroczystością. Pojęcia nie miał, jaką rolę będzie musiał w tem wszystkiem odegrać. Co każą mu robić? Wprawdzie ma tam być główną personą, ale nie wie, czego od głównej persony te baby będą wymagały... Zresztą wszystko jest możliwe: a jeżeli każą mu wywołać djabła?
— Tfu! — splunął na dywan.
Przyszło mu do głowy, że ostatecznie może wykręcić się chorobą. Naprzykład reumatyzm. Już raz oddał mu doskonałe usługi w Koborowie...
Przypomnienie Koborowa rozrzewniło go. Jakaż tam cisza, spokój, dobre żarcie, żadnej roboty... No i Nina... Ta lubiła całować się!
Stwierdził, że jednak w Koborowie było najlepiej, zwłaszcza, po wyjeździe Kasi. Djabli nadali ten cały projekt Kunickiego, przez który wrobił się na prezesa banku...
Uśmiechnął się do siebie:
— No, bracie nie narzekaj, nie narzekaj, naprawdę, to niema na co!
Myśl snuła się coraz wolniej, obfita doza pokarmu zrobiła swoje. Nikodem zasnął.
A spał tak twardo, że nie słyszał pukania do drzwi, nie słyszał kroków panny Stelli, ani trzasku zamku w czarnej walizce. Dopiero gdy mocno potrząsnęła jego ramieniem — otworzył oczy.
Odrazu przypomniał sobie, gdzie się znajduje. Przed nim stała brunetka, trzymając coś, jakby szlafrok z białego jedwabiu na czerwonej podszewce.
Zerwał się na równe nogi i przetarł powieki.