Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze, panie prezesie.
Powiedział to całkiem poprostu, lecz Dyzma nie wątpił, że Krzepicki albo już coś wywąchał, albo chce wywąchać. Postanowił za wszelką cenę zmusić Boczka do milczenia.
Krzepicki został u Nikodema na kolacji. Rozmowa zeszła na Koborowo i Dyzma powiedział z westchnieniem:
— Jakże to miło jest mieszkać na wsi, żyć spokojnie...
— Dobre wspomnienia ma pan prezes z Koborowa — zauważył Krzepicki. — A to ładny majątek! Cóż, niech pan rozwiedzie Ninę z Kunickim i ożeni się.
— Ba, — kiwnął głową Dyzma — gdyby Koborowo było jej, to w try miga!
— Ale przecież nominalnie ona jest właścicielką?
— To i co? Kunicki ma plenipotencję bez ograniczeń.
— Plenipotencję można cofnąć.
Nikodem wzruszył ramionami:
— Ale weksli cofnąć nie można.
Krzepicki zamyślił się i zaczął gwizdać.
— Ot co — dorzucił Dyzma — guzik!
Krzepicki nie przestawał gwizdać.
— Co mamy jutro? — zapytał Nikodem.
— Jutro... Nic specjalnego. Ale, owszem, jest zaproszenie do cyrku. Wielka ma być sensacja. Przyjechał ten największy siłacz światowy, zapomniałem, jak się nazywa, ale ma walczyć z mistrzem Polski, Wielagą. Pan prezes lubi walki francuskie?
— Owszem. To pójdziemy? O której to?
— O ósmej.
Pożegnał sekretarza i położył się spać. Nakładając pidżamę, zauważył, że ma na szyi złotą gwiazdę. Czemprędzej zdjął ją, wpakował do pudełka od zapałek i schował w biurku, a gasząc światło, przeżegnał się na wszelki wypadek.
Nazajutrz oczekiwania jego sprawdziły się. O pierw-