— Jeszcze by nie!
— No to chodź, jedziemy na obiad.
— Zabierzemy i Krzepickiego.
— Jak chcesz, zgodził się Wareda.
W restauracji spotkali Ulanickiego i odrazu zrobiło się wesoło.
— Znacie już tę anegdotę o buldogu i pinczerku: Gadajcie, co? — zapytał, gdy podano kawę.
— Uważaj! — ostrzegł Wareda. — Nie zapominaj, że kto opowie stary kawał, stawia butelkę konjaku.
— Nie mądrzyj się, Wacuś, — skarcił go z poważną miną Ulanicki. — Likurgiem, który tę zasadę prawną ustanowił, byłem przecie ja sam we własnej osobie. Ale słuchajcie. Otóż siedzi sobie na rogu Marszałkowskiej wyżeł...
— Mówiłeś. że buldog...
— Nie zawracaj kontrafałdy. Siedzi sobie wyżeł i patrzy, a tu z Ogrodu Saskiego pędzi buldog, olbrzymi buldog...
Dyzma wstał i bąknął:
— Na chwilę przepraszam.
— Znasz ten kawał? — zapytał Wareda.
Nikodem nie znał, lecz odpowiedział:
— Znam.
Prędko włożył płaszcz i wybiegł drzwiami, uchylonemi przez portjera.
Szofer nacisnął starter i otworzył drzwiczki.
— Możesz pan jechać do domu — powiedział Dyzma.
Stał chwilkę na chodniku, zanim auto odjechało, poczem poszedł w kierunku Bielańskiej i wsiadł do taksówki:
— Róg Karolkowej i Wolskiej.
Kiedy jeszcze był mandolinistą w „Barze pod Słoniem“, często odwiedzał z kolegami i z przygodnymi kompanami tamte strony. Goście w barze, czasami, w przypływie dobrego humoru zabierali ze sobą orkiestrę
Na długiej, wąskiej ulicy Karolkowej było ich kilka.
Gdy auto stanęło, Nikodem zapłacił i, odczekawszy, aż szofer odjechał, skręcił w Karolkową.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.