czcigodnym panem ministrem rolnictwa, bo myślę sobie, znajomy, zrobi mi łaskę i przedstawi jakoś życzliwie panu ministrowi Jaszuńskiemu. Ale najmocniej najmocniej przepraszam.
— Niema za co.
— O, nie, nie, oderwałem pana od miłej rozmowy z samym panem ministrem, ale, widzi pan, jestem prowincjonałem, u nas na wsi, to tak wszystko, proszę wielce szanownego pana, kordjalnie, poprostu...
— To się rozgadał — pomyślał Dyzma.
— Tedy najmocniej przepraszam — szeplenił staruszek — ale swoją drogą, mógłby mi pan wyświadczyć serdeczną przysługę, staremu, bo cóż to pana kosztuje.
— Jaką przysługę? — zdziwił się Dyzma.
— Ach, ja się nie narzucam, ale gdyby wielce szanowny pan tylko zechciał tak naprzykład przedstawić mnie panu ministrowi, odrazu inaczej, uważa pan, zacząłby mnie traktować, że to niby z przyjacielskiej rekomendacji.
— Z przyjacielskiej? — zdziwił się szczerze Dyzma.
— He, he, he, niech się szanowny pan nie zapiera. Sam słyszałem rozmowę panów, stary jestem i niedowidzę, ale słuch mam dobry. Już ja ręczę, że jak pan mnie przedstawi, jak pan naprzykład powie panu ministrowi: Drogi panie ministrze, pozwól, że ci przedstawię mego starego dobrego znajomego Leona Kunickiego!... O! To zupełnie co innego...
— Ależ panie! — protestował Dyzma.
— Ja się nie narzucam, ja się nie narzucam, he, he, he, ale byłbym stokrotnie, no stokrotnie wdzięczny, a cóż to pana kosztuje?
Wtem otwarto drzwi do sąsiedniej sali. Zrobił się ruch, lekki tłok przy drzwiach. Minister Jaszuński, mijając z dwoma panami Dyzmę i Kunickiego, uśmiechnął się do Dyzmy i rzekł do towarzyszy:
— Oto nasz bohater dzisiejszego wieczoru.
Kunicki niemal popchnął Dyzmę i zgiął się przed
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.