Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

najmniejszych wątpliwości. Wszystkie przepełnione były miłością i skargami na mękę tęsknoty, wspomnieniami chwil wspólnie spędzonych i marzeniami o przyszłem szczęściu we dwoje.
W jednym z listów znalazł wzmiankę o żalu, z jakim porzuci Koborowo, w którem się urodziła, i które mówi do niej wyrazem jasnych lat dziecinnych.
Dyzma uśmiechnął się, zatarł ręce i otworzył biurko. Z paczki papierów wyjął drukowany formularz i zaczął uważnie czytać.
Była to plenipotencja, uprawniająca pana Nikodema Dyzmę do wszelkich czynności finansowych i prawnych w imieniu Niny Kunickiej. Plenipotencję tę wręczył mu zaraz po jego przyjeździe do Koborowa Kunicki.
Dyzma złożył arkusz starannie i wsunął do pugilaresu.
Gwizdał wesoło, zdejmując ubranie i z rozmachem położył się do łóżka. Jego myśli całkowicie zajęte były wielką grą, którą rozpoczął, a były to myśli radosne i emocjonujące.
I nagle, ni z tego, ni z owego, w tej samej chwili, gdy przekręcił kontakt, stojącej na nocnym stoliku lampy i gdy pokój zaległa ciemność, jak obuchem uderzyła go świadomość.
— Zamordowano Boczka.
Znieruchomiał.
— Zamordowano na mój rozkaz... Za moje pieniądze... Ja zamordowałem Boczka... Cholera!
Uparta myśl zdawała się wsysać w mózg. Czy też jest życie pozagrobowe, czy prawda, co mówią o duchach?...
Wtem na przeciwległej ścianie dojrzał jakiś ruch w ciemności... Jakiś tworzący się kształt...
Włosy zjeżyły się mu na głowie i rozdygotaną ręką sięgnął do kontaktu. Zawadził jednak rękawem pidżamy o abażur i lampa z łoskotem spadła na ziemię.
Zdrętwiał. Kształt posuwał się ku łóżku.
Cała krew zbiegła się do serca, z krtani wyrwał się przeraźliwy, długi okrzyk. Jeden, drugi, trzeci, czwarty...