przekazania sprawy temu Czerpakowi ułatwi nam sytuację znakomicie.
O jedenastej zjawił się Kunicki. Zaczął od pogody i opowiadania o swojej wczorajszej bytności w teatrze, lecz w oczach miał niepokój: Czy też Dyzma zrobił coś dla niego, czy nie?
Wreszcie zapytał ostrożnie. Nikodem kiwnął głową:
— Owszem byłem wczoraj u ministra...
— Królu złoty! No i co?
— Ciężko było, ale wreszcie obiecał zająć się tem...
— Dzięki Bogu! Kochany panie Nikodemie, pan mi z nieba spadł.
— Staram się, jak mogę.
Wytłumaczył Kunickiemu, że sprawa przeciągnie się kika dni, może i tydzień, że wymagać będzie szeregu konferencyj i rozmów, że narazie, póki rzecz w zasadzie nie jest zdecydowana, Kunicki może się nie pokazywać w ministerstwie, lecz gdy przyjdzie do finalizowania umowy, będzie musiał osobiście omawiać szczegóły.
— Świetnie, świetnie! — cieszył się Kunicki — ale panie Nikodemie, może jakie koszty?... Służę natychmiast.
Wydobył pugilares, czekając na odpowiedź.
Nikodem pokiwał się w fotelu:
— Chyba — powiedział z namysłem — chyba jakieś pięć tysięcy wystarczy...
— E... niech będzie sześć! Odbijemy to sobie i tak z ładnym procentem, che, che, che... Jeśli się chce szybko jechać, trzeba osie dobrze smarować! Nie żałować smaru! To, panie Nikodemie, najlepsza zasada we wszystkich interesach. Nie bać się wydatków, jeżeli się chce mieć dochody.
Odliczył dwanaście nowiuteńkich banknotów, które Dyzma niedbałym ruchem zgarnął do kieszeni. Oswoił się już do tego stopnia z grubszemi kwotami, że nie sprawiały na nim tak wstrząsającego wrażenia, jak na początku nowego okresu jego życia.
Tym razem pojechał z Kunickim na śniadanie, podczas którego wysłuchał całego wykładu o dostawach
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.