Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

chodzi, lecz zdając sobie sprawę z tego, że należy przyznać słuszność Liczkowskiemu.
Chudy jegomość w rogowych okularach bezceremonjalnie wziął Dyzmę za guzik i z niezwykłą swadą zaczął mu klarować zasady organizacji Akademji Literackiej, przyczem wyraził przekonanie, że pan prezes, w zrozumieniu idei tworzenia osi piśmiennictwa polskiego, zechce poprzeć projekt nietylko u ministra Oświaty, lecz i u Prezydenta Rzeczypospolitej. Do towarzystwa przyłączyło się jeszcze kilku panów, którzy, nie szczędząc elokwencji, namawiali Nikodema do poparcia całej akcji.
Dyzma przyrzekł, że zrobi wszystko, co leży w jego mocy, by poprzeć program literatów z pod znaku Liczkowskiego.
Pani Czarska, nieustannie flanująca wśród gości, znalazła dość czasu, by przypiłować Nikodema na dwieście złotych dla jakiejś dobroczynnej instytucji.
To też, gdy Nikodem znalazł możność wyrwania się z rozmowy z paru mocno starzejącemi się paniami, natychmiast skorzystał z okazji i ulotnił się bez śladu.
W domu znalazł nowy list Niny, w którym poza zwykłemi wyznaniami uczuć, był długi ustęp, domagający się jego przyjazdu do Koborowa.
Nikodem zadzwonił do Krzepickiego i długo z nim rozmawiał o całej sprawie.
Obaj byli zadowoleni z dotychczasowego jej przebiegu. Krzepicki prosił Dyzmę, by ten postarał się wzbudzić w Kunickim jak największe zaufanie.
— Musi wierzyć panu, panie prezesie, inaczej wszystko djabli wezmą.
— Niechby mi nie wierzył... — Nikodem wzruszył ramionami.
— Byle tylko pani Nina w ostatniej chwili nie popsuła wszystkiego.
— Nie bój się pan, damy sobie radę.
Około pierwszej zjawił się Kunicki. Był w doskonałym humorze i pełen najlepszych myśli.
Gdy Dyzma zakomunikował mu oświadczenie mini-