ministrem w ukłonie. Nie widząc innego sposobu, Dyzma wypalił:
— Pozwoli pan minister poznajomić się z panem Kunickim. To mój stary dobry znajomy.
Na twarzy ministra wyraziło się zdziwienie. Nie miał jednak nawet chwili czasu na odpowiedź, gdyż Kunicki, potrząsając jego ręką, wybuchnął całą tyradą, jaki to jest szczęśliwy z poznania tak znakomitego męża stanu, któremu ojczyzna, a specjalnie rolnictwo, a jeszcze bardziej leśnictwo, ma do zawdzięczenia, że do grobu nie zapomni tej chwili, bo sam jako rolnik i przemysłowiec drzewny, umie cenić wielkie zasługi na tem polu, że nie wszyscy, niestety, podwładni pana ministra zdolni są zrozumieć wielkie jego myśli przewodnie, ale na to jest zawsze rada, że on, Kunicki, zaciągnął niespłacony dług wdzięczności wobec kochanego i łaskawego pana Dyzmy, który raczył go przedstawić.
Potok szepleniącej wymowy płynął tak wartko, że minister, coraz bardziej zdumiony, zdołał jedynie wymówić:
— Bardzo mi przyjemnie.
Gdy jednak natarczywy staruszek zaczął mówić o lasach państwowych w grodzieńszczyźnie i o jakichś tartakach, które... — minister przerwał sucho:
— Niechże mi pan pozwoli nie zajmować się temi sprawami na raucie. Inaczej, nie miałbym co do roboty, urzędując w ministerstwie.
— Podał rękę Dyzmie, Kunickiemu skinął głową i odszedł.
— Twarda sztuka ten pański minister — rzekł Kunicki, — no, nie przypuszczałem. Czy on zawsze jest taki?
— Zawsze — odparł na wszelki wypadek Dyzma.
Raut był skończony. Wielu jego uczestników przeszło jednak na kolację do sąsiedniej sali restauracyjnej.
Staruszek przyczepił się do Dyzmy na dobre. Przy stole ulokował się obok niego i gadał nieustannie. Dyzmie zaczęło się kręcić w głowie.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.