wyrwał jej się z ust. Zerwała się i podbiegła do niego, zarzucając mu ręce na szyję:
— Niko, Niko, Niko!...
Tuliła się doń, a jej twarz jaśniała szczęściem:
— Przyjechałeś, przyjechałeś, mój słodki, moj jedyny!
— Jak się masz, Nineczko!
— Boże, jak ja strasznie stęskniłam się za tobą!
— A ja niby nie?
— No siadajże! Powiedz, na długo przyjechałeś.
— Niestety, tylko na parę godzin.
— Co ty mówisz? Ależ to okropne.
— Tak się składa.
Głaskała jego twarz końcami palców.
Nikodem w krótkich słowach wyjaśnił cel swego przyjazdu i dodał, że z radością podjął się tej wycieczki, gdyż wiedział, że będzie mógł bodaj kilka godzin spędzić z Niną.
Siadła mu na kolanach i przerywając sobie pocałunkami, opowiadała o swojej tęsknocie, o miłości, o nadziei, z jaką oczekiwała tej szczęśliwej chwili, gdy zostanie jego żoną.
— Jeżeli nic nieprzewidzianego nie zdarzy się — przerwał jej Dyzma — pobierzemy się prędzej, niż myślisz.
— Jakto? A rozwód? Przecie procesy rozwodowe ciągną się miesiącami.
— Niema strachu, bo tu obejdzie się bez rozwodu. Radziłem się adwokata. Da się zrobić unieważnienie małżeństwa.
— Nie znam się na tem — z powątpiewaniem powiedziała Nina — w każdym razie jesteś bardzo dobry, że myślałeś o tem.
Podano kolację. Przeszli do jadalni. Wypytywała Nikodema o jego obecny tryb życia. Cieszyła się, że bywa u Czarskich i Roztockich, że jest protektorem komitetu, opracowującego projekt akademji literackiej, że ma już kilkadziesiąt tysięcy odłożonych w banku.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/246
Ta strona została uwierzytelniona.