Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.

Wstawali od stołu, gdy lokaj zameldował, że szofer gotów jest do drogi.
— Dobrze. Niech czeka.
Rzucił okiem na zegarek i oświadczył, że musi śpieszyć. Nina chciała iść z nim do gabinetu męża, lecz Nikodem poprosił ją, by lepiej zaczekała.
— Ależ dlaczego? — zdziwiła się.
— Tak... Widzisz, muszę tam przeczytać niektóre papiery i notatki porobić... A jakbyś ty była przy mnie, che, che, che, nie chciałoby mi się robić... Poczekaj, zaraz wrócę.
Zapalił światło i rozsunął ciężką aksamitną kotarę.
We wnęce muru stała wielka, zielona kasa ogniotrwała. Nikodem przyglądał się jej z ukontentowaniem. Przyszło mu na myśl, że włamywacze musieliby dobrze napracować się, zanim zdołaliby dotrzeć do wnętrza tej stalowej szafy, a jemu na to wystarczy niecała minuta, ba, otworzy ją bez żadnego wysiłku.
— Jak się ma dobrą kiepełe — mruknął — to i wytrychów nie trzeba... Wprawdzie to kombinacja nie moja, tylko Krzepickiego, ale mnie na korzyść wychodzi...
Klucz bezgłośnie przekręcił się w zamku, jedno przekręcenie klamki i kasa stanęła otworem.
Wewnątrz panował wzorowy porządek. Na półkach z prawej strony starannie ułożone zostały książki i teczki z papierami, na półkach z lewej piętrzyły się paczki banknotów. Dwie pełne były pudełek, do których Dyzma najpierw zajrzał: — biżuterja, masa złotych pierścionków, naszyjników, broszek, brylanty, rubiny.
— Niczem u jubilera.
Lecz należało śpieszyć. Nikodem wyjął wszystkie teczki, książki i notatniki. Była tego gruba plika. Zaniósł ją na biurko i odłożywszy na stronę zieloną teczkę, otworzył pierwszą książkę. Przerzucając strony wypełnione datami i cyframi, szybko zorjentował się, że jest to książka dłużników Kunickiego z dawnych jego czasów, gdy jeszcze trudnił się lichwiarstwem. Wymownie świadczyła o tem wysokość inkasowanych procentów. Między inne-