Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prosić?... O, nie, toby się na nic nie zdało.
Zbyt dobrze wiedział, co to jest Terkowski.
Huczało mu w głowie. Całą noc spędził bezsennie. Czuł się teraz przeraźliwie samotny i bezsilny. Przecie nawet Krzepickiemu nie mógł się zwierzyć... Co robić... co robić?...
Śniadania nie jadł i kazał Ignacemu zadzwonić do banku, że czuje się niezdrów i nie przyjdzie. Jednakże już w pół godziny potem skombinował, że jego nieobecność może dojść do wiadomości Terkowskiego. Opanowała go złość. Zwymyślał bez powodu Ignacego i poszedł do banku. Tu ostentacyjnie zlustrował wszystkie biura, zajrzał do Wandryszewskiego i zrobił mu awanturę o spóźnienie bilansu, chociaż sam poprzedniego dnia zaakceptował trzy dni zwłoki. Krzepickiemu burknął „dzień dobry“ i zamknął się na klucz w gabinecie.
Rozważał długo, czy też Terkowski mówił już komu o swych informacjach i podejrzeniach, doszedł wszakże do przekonania, że tak sprytny człowiek nie zechciałby się dzielić z kimkolwiek posiadaną przewagą. Jak jej użyje? Dyzma nie łudził się, że Terkowski zechce ze skandalem „wywalić“ i jego, i Jaszuńskiego i Pilchena...
Było zatem jedyne wyjście: podać się zaraz do dymisji, zebrać forsy, co się da, nie zapomnieć o kasie koborowskiej, wziąć paszport zagraniczny i wyjechać jeszcze przed przyjazdem rejenta Windera do Warszawy. Oczywiście, na małżeństwie z Niną krzyżyk. Kunickiego trzeba wypuścić i pogodzić się z nim jakoś... Żeby nie skarżył...
— Cholera!...
Odezwał się telefon. Krzepicki meldował, że przyszła hrabina Koniecpolska i jeszcze jedna pani. Koniecznie chcą się widzieć.
— Powiedz pan, że jestem chory.
— Mówiłem — tłumaczył się Krzepicki — powiadają, żeby zameldować pomimo to, bo pan prezes napewno przyjmie.
Ponury jak noc położył słuchawkę i otworzył drzwi.
— Proszę — odezwał się szorstko.