Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

Ależ pan wygląda — podziwiał Krzepicki — nie wiedziałem, że pan lubi takie zabawki.
— Djabła tam lubi!
— Ach, więc to przez umartwienie?
— Niech pana szlag trafi — zirytował się Dyzma — pomógłbyś pan lepiej.
— Ale poco pan to sam robi? Gdzież Ignacy?
Dyzma sapał i nic nie odpowiedział. Wreszcie zaklął i rzucił się na kanapę.
Krzepicki zapalił papierosa:
— Wracam od Reicha.
— No?
— Kunik wreszcie zmiękł. Noc w ciemnej i nieopalonej celi pomogła. Żądał tylko widzenia się z żoną i upierał się przy tem. Ustąpił dopiero wówczas, gdy Reich przeczytał mu i pokazał ten list pani Niny, który ostatnio pan otrzymał. Zgadza się na sto tysięcy, ale pod warunkiem wydania mu kompromitujących dokumentów.
— No i co?
— Oczywiście Reich jest za mądry, żeby na to poszedł. Jedno mu obiecał, że dokumenty zatrzyma u siebie, nie w aktach Urzędu Śledczego.
— Zgodził się w końcu?
Powiedzał, że prosi o jeszcze jeden dzień namysłu. Niech się pan nie obawia. Musi zgodzić się.
Wstał, strzepnął popiół i dodał:
— A swoją drogą powinien pan donieść pani Ninie, że jej mąż zostanie zwolniony i z własnej woli jedzie zagranicę... Hm... Może pan nawet napisać, że zabiera połowę swego majątku w gotówce i w papierach wartościowych. To uspokoi jej, że tak powiem ciekawości.
— Tak, — zauważył po namyśle Dyzma — trochę pucu nie zaszkodzi. Tylko ja myślę, że lepiej nie pisać. Taki list może komu wpaść w ręce, albo co...
Nagle Nikodem przypomniał Terkowskiego i wzdrygnął się. Nie, nie... Postanowił za wszelką cenę o tem nie myśleć. Ot będzie, co będzie. Byle nie myśleć o tem.. Byle nie teraz. Koborowo... Jechać... Wszystkie członki