Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.

— Och ty mój najdroższy siłaczu! Daj uszko, coś ci powiem.
Zbliżyła usta do ucha Nikodma i wyszeptała:
— Nineczka przyjdzie do swego pana.
— Tak, to rozumiem...
Było już po jedenastej, gdy rozstali się i Dyzma poszedł do sypialni Kunickiego.
Po drodze zapalił światło w gabinecie i otworzył pancerną kasę. Na półkach piętrzyły się stosy banknotów. Wziął jedną paczkę i chwiał nią w powietrzu, jakby chcąc zważyć jej ciężar.
— Moje... Wszystko moje. Forsa, kasa, pałac, fabryki... Grube miljony.
Rozbierając się, starał się wyobrazić sobie, jak będzie z tego olbrzymiego majątku korzystać.
Przedewszystkiem postanowił zaraz jutro zrobić lustrację majątku i wezwać oficjalistów na rodzaj odprawy. Układał w myśli przemówienie, jakie do nich wygłosi, gdy skrzypnęły drzwi.
Przyszła Nina.
Nikodemowi nie było sądzone spać tej nocy.
O siódmej służba rozpoczynała sprzątanie i Nina musiała zdążyć przejść na górę, zanim lokaje nadejdą ze służbowego skrzydła.
Dyzma zapalił papierosa i poprawił poduszki.
— Jeżeli tak zawsze będzie — pomyślał — długo nie pociągnę.
Chciał zasnąć, lecz nie mógł.
— Trzeba wstawać — mruknął i zadzwonił.
Kazał przygotować kąpiel i zrobić zaraz jajecznicę z dziesięciu jaj z szynką.
— Tylko, żeby była tłusta!
Gdy już był ubrany i przeszedł do jadalni, skonstatował, że stół nie jest nakryty, a jajecznicy nie podano. Zwymyślał lokaja od bałwanów, a gdy ten zaczął tłumaczyć się, że wystygłaby, ryknął:
— Milcz, durniu, nie wystygłaby, żebyś na porę zrobił. Mogłeś uważać, że wychodzę z łazienki. Ja was, ho-