Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.

Uśmiechnięta stała z podniesionemi rękoma i machała niemi na powitanie.
Była jeszcze w szlafroczku, lecz zbiegła do hallu.
— Skądże mój pan wraca? — zapytała półgłosem gdyż w sąsiednim pokoju lokaj nakrywał stół.
— Byłem w gospodarstwie. Robiłem przegląd.
— I jakże?
— Za dużo próżniaków. Ja ich teraz wezmę do galopu.
— Kochanie, ja nie chcę, żebyś ty zajmował się gospodarstwem. Po naszym ślubie musisz wziąć administratora. Pomyśl: to zabiera tyle czasu! Cały dzień byłbyś poza domem. Ja nie chcę zostawać sama. Zrobisz to, Niku?
— Już zrobiłem — roześmiał się.
— Jakto?
— Zaangażowałem administratora.
— Tak? To znakomicie.
— No bo jak mamy jechać do Warszawy na kilka miesięcy, to musi ktoś pilnować, bo całe Koborowo rozkradliby.
— A kogo zaangażował mój pan?
— Niejaki Krzepicki, znasz go zdaje się?
— Jakto? Zyzio? Zyzio Krzepicki, adjutant cioci Przełęskiej?
— Aha. Ten sam.
— Komiczny chłopak. Kiedyś mi nadskakiwał. Ale on dawniej nie miał najlepszej opinji.
— Prawdę powiedziawszy, ja nic złego o nim nie słyszałem. Od założenia banku jest moim sekretarzem.
— I jesteś z niego zadowolony?
— Dlaczego nie? A ty nie chcesz, żeby on administrował?
— Cóż znowu! Mój drogi, ja tak dalece nie interesuję się temi sprawami i tak gruntownie na nich się nie znam.
Zaczęli schodzić się oficjaliści i służący zameldował o tem Dyzmie.
Gdy Nikodem wszedł do obszernej kancelarji, znaj-