ności, a raczej dzięki nieustannej atrakcyjności — jednostajnie.
Zrana chodziła z ciotką na spacer, lub robiła zakupy w sklepach. O pierwszej wracała, zastając zawsze kogoś, kto przyszedł ją obejrzeć, później był obiad albo w domu, albo u znajomych, czasami na zaproszenie Nikodema w restauracji. O siódmej zjawiał się on sam i jechali do teatru czy kina. W pierwszym wypadku Nikodem odprowadzał ją do domu i żegnali się w bramie, natomiast w drugim — kino kończy się znacznie wcześniej niż teatr — wchodził z nią na górę i razem jedli kolację.
Nikodem wciąż nalegał, by przyszła do niego, lecz ona odkładała to z dnia na dzień.
Byli właśnie na bardzo sprośnej farsie i Dyzma postanowił sforsować jej upór. Gdy samochód zatrzymał się przed domem pani Przełęskiej, odprawił auto.
— Pójdę pieszo. To niedaleko — powiedział szoferowi.
Kiedy Nina chciała nacisnąć guzik dzwonka, powstrzymał jej rękę:
— Nie, Nineczko, teraz pójdziemy do mnie.
— O nie, ja idę do siebie.
— Koniecznie musisz!
— Ależ to niemożliwe! Co sobie ciocia o mnie pomyśli.
— Pomyśli, co zechce. Cóż to ciebie obchodzi?
— Nie, nie! — upierała się.
— Na chwilę, na pół godzinki — prosił — czy ty mnie już nie kochasz?
Przytuliła się do niego i szepnęła:
— Więc dobrze, ale nie teraz
— Teraz.
— Nie. Jutro. Powiemy, że idziemy do kina.
Skrzywił się i chciał jeszcze nalegać, lecz Nina zadzwoniła i w bramie rozległy się kroki stróża.
Szybko pocałowała go w usta i zniknęła w bramie.
Mróz był dość duży i Nikodem nastawił kołnierz fu-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/282
Ta strona została uwierzytelniona.