Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.

Ninę bardzo podnieciła ta wiadomość. Nie miała dotychczas pojęcia, co się z Kasią dzieje, a lubiła ją przecie bardzo. Zresztą zbyt mocne wiązały ją z Kasią wspomnienia, by mogła obojętnie odnieść się do tej niespodzianki.
Naturalnie przy pierwszej sposobności powiedziała Nikodemowi:
— Wyobraź sobie, że pan Hell dobrze zna Kasię! Spotykał ją zagranicą, a nawet pisują do siebie listy! Biedna Kasia, taka samotna... Żal mi jej bardzo.
— Eee... może ten cały Hell kłamie.
— Nikuś! Jak możesz tak mówić — oburzała się — pan Oskar jest prawdziwym gentlemanem.
To zadecydowało.
Dyzma postanowił działać. I to natychmiast. Postanowił poradzić się Waredy i tegoż dnia umówił się z nim na kolację.
Po pierwszej wódce przystąpił do rzeczy:
— Widzisz Wacuś... Ty znasz tego Hella?
— Znam. Wesoły gość.
— Wesoły — nie wesoły, pies z nim tańcował! Ale widzisz, on mi nawala w parafję.
— Niby w czem?
— Włazi mi w paradę u mojej narzeczonej.
— No to zdziel draba po gębie i jak będzie się stawiał — para pistoletów i koniec.
— Pojedynek? — skrzywił się Dyzma.
— No, pewno. Ja ci Nikuś powiadam: w takich wypadkach najlepiej szast prast bez gadania.
— Kiedy widzisz... Mnie nie o to chodzi. Chodzi o babę. A baba, to jeszcze gotowa więcej na niego lecieć, jak go przetrącę, albo co.
— A więc, jak myślisz postąpić?
Dyzma podrapał się w podbródek.
— Żeby może takiego aresztować?... Czort jego wie, co za ptaszek, obieżyświat, włóczęga...
— Hm... między nami mówiąc, niema żadnego powodu.