kałem się, ani z sabotażem. Już potrochu orjentuję się w interesach. Koborowo to złote jabłko. Moje powinszowania. Za miesiąc będę znał tu każdą trocinę i każdy kamyczek. Ale tu wszyscy boją się pana prezesa, jak ognia! Jeszcze bardziej, niż w Banku. Byłem już dwa razy w Grodnie w urzędzie skarbowym. Rabinowicz daje po 700 zł. za sztukę. Chce wziąć 30 jałówek, ale płaci wekslami sześciomiesięcznemi firmy „Natan Golder i S-ka“, żyro kantoru bankierskiego Kugla w Białymstoku. Proszę Pana Prezesa depeszować, czy mam je przyjąć? Kasperski powiada, że są pewne.
Hella, o którym Pan Prezes pisze nie znam i nic o nim nie słyszałem. Jeżeli chodzi o moją radę, to radzę zbytnio nie przejmować się. Ale ostrożność nie zawadzi nigdy. To też zdaje mi się, że najlepiej będzie powiedzieć pani Ninie, że ten Hell cierpi na nieuleczalną weneryczną chorobę. To ją odstraszy.
Byłem dwa razy w pawilonie u Żorża Ponimirskiego, gdyż jest ciężko chory. Lekarz powiada, że zapalenie płuc. Gorączka bardzo wysoka, majaczy, wcale mnie nie poznał. Tak myślę, że może kipnąć. Gdy dowiedział się, że Kunickiego djabli wzięli, dostał szału radości i bez palta wybiegł do parku. Oczywiście, zaziębił się. Latał po parku i krzyczał na całe gardło. W gruncie rzeczy szkoda mi go. Biedny chłopak.
Dalej Krzepicki zdawał relację z wpływów i wydatków, prosił Nikodema o przyśpieszenie sprawy podkładów kolejowych i zapowiadał, że wkrótce wpadnie na dzień — dwa do Warszawy.
Nikodem był kontent. Podyktował maszynistce depeszę, polecającą przyjąć weksle, o ile Krzepicki sam w nie wierzy i zadzwonił do pani Przełęskiej, że zaprasza się do niej na obiad.
Gdy przyszedł, oprócz domowych zastał młodszą hrabiankę Czarską i dwóch młodych ludzi, których poznał, lecz nazwisk ich nie pamiętał.