chami, co i jego właściciel siwy już gentleman z niedużą kwadratowo przystrzyżoną brodą, znakomitość w dziedzinie rozwodowej, radny miasta, kurator Towarzystwa Ochrony Rodziny i szambelan Jego Świętobliwości.
Dyzma, siedząc przed biurkiem, przyglądał się mu z szacunkiem i z uwagą słuchał cichego, spokojnego głosu, łagodnie, lecz dobitnie, odliczającego wyrazy z płynnością szerokiej powolnej rzeki.
Nad głową mecenasa w szerokich złoconych ramach wisiał wielki portret Papieża.
Nie przerywając mówienia, adwokat otworzył biurko, wydobył teczkę, a z niej złożony we czworo wielki dokument na pergaminie. Rozłożył go w powietrzu.
Ze środka zwisły na białych jedwabnych sznurkach dwie wielkie woskowe pieczęcie. Jedną z nich mecenas ucałował ze czcią i podał dokument Dyzmie.
Dokument sporządzony był po łacinie, jednakże Nikodem dobrze wiedział, co zawiera.
Było to unieważnienie małżeństwa Niny.
Teraz, gdy już je miał w ręku, przyszło mu na myśl, że jednak bardzo drogo kosztowało.
— Ciekawa rzecz, ile jeszcze zaśpiewa dla siebie ten adwokat, — pomyślał.
Jakby w odpowiedzi na jego niewymówione pytanie, mecenas wydobył z teczki małą kartkę, coś zliczył złotym ołówkiem i powiedział:
— Moje honorarjum zaś wynosi cztery tysiące dwieście złotych.
Dyzma aż podskoczył na krześle:
— Ile?
— Cztery tysiące dwieście, panie prezesie.
— Pan chyba żartuje! Myślałem, że będzie tysiąc, niech dwa!...
— Panie prezesie, miałem zaszczyt od początku uprzedzić pana, że podejmuję się sprawy jedynie pod warunkiem uznania mego normalnego honorarjum i wszelkich ubocznych kosztów.
— Ale cztery tysiące! To razem kosztuje blisko sześćdziesiąt tysięcy!
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.