Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/311

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ee... nie warto, chciałem podać się do dymisji przed ślubem. Poco tracić te kilka tysięcy złotych?
— Pan prezes miałby rację, gdyby nie to, że i tak odrazu następcy nie będą mieli. Zresztą, napewno nie zechcą takiego człowieka, jak pan tak zaraz puścić. I tak przeciągnie się, a profit moralny dla pana duży.
— Jaki profit?
— No, to proste. Zgłosi pan dymisję bez podania powodów. Wówczas stanie się jasne, że wobec uchwalenia przez rząd wniosku zarzynającego Bank Zbożowy, pan nie chciał ponosić za to żadnej odpowiedzialności.
— Aha — zorjentował się Dyzma.
— Widzi pan, panie prezesie, że mam rację. A cała opinja stanie po pańskiej stronie.
Nikodem roześmiał się i klepnął Krzepickiego po ramieniu.
— Cwaniak z pana, panie Krzepicki.
— Do usług pana prezesa.


ROZDZIAŁ 19.

Przepowiednia Krzepickiego sprawdziła się o tyle, że nazajutrz w większości dzienników ukazały się wzmianki, lecz bardzo mgliste i powściągliwe, oraz komunikat oficjalny o uchwale komitetu ekonomicznego, ostro skomentowany przez prasę opozycyjną.
Tegoż dnia Nikodem wraz z Krzepickim, który towarzyszył szefowi dla podkreślenia powagi chwili, złożył wizytę premjerowi i wręczył mu prośbę o dymisję.
Premjer, zoskoczony tem i zdezorjentowany, długo prosił Dyzmę, by nie zaostrzał sytuacji i dymisję cofnął. Ten jednak z całą stanowczością oświadczył, że postanowienie jego jest nieodwołalne. Zgodził się na pełnienie swych funkcyj do czasu nominacji, następcy, lecz z naciskiem zapewnił premjera, że absolutnie żadne okoliczności ani namowy nie zmienią tej decyzji.
Gdy wychodził z pałacu Rady Ministrów, Nikodem został kilkakrotnie sfotografowany przez reporterów