Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/318

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kasiu, jak możesz tak mówić o swoim własnym ojcu!
— Dajmy spokój temu. Więc? Rozwodzisz się?
— Tak, a właściwe już nie. Uzyskałam unieważnienie małżeństwa.
— Bardzo mądrze zrobiłaś. Pisał mi Hell, że mój szanowny ojciec zostawił ci Koborowo. Doprawdy nie mogłam tego pojąć. Skąd to bydlę zdobyło się na tyle szlachetności. Ale mniejsza o to. Przyjechałam tu, by cię zabrać. Musisz pojechać ze mną. To ci świetnie zrobi. Teraz na Sycylji jest wiosna...
Nina uśmiechnęła się blado:
— Nie, Kasiu, nie mogę...
— Tu niebo wisi nad głową jak groźba, tam jarzy się uśmiechem...
— Za miesiąc mój ślub — powiedziała cicho Nina.
Kasia zerwała się z miejsca i rozgniotła papieros w popielniczce:
— Aha, więc to prawda.
Nina milczała.
— O, wy nędzne niewolnice! Nie potraficie żyć bez jarzma, bez kieratu! Wychodzisz za tego Dyzmę?
— Kocham go.
— Psiakrew! — zaklęła Kasia.
Gniotła rękawiczki.
— Nino, Nino! — wybuchnęła nagle — ty nie możesz tego zrobić! Nino, czy ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, co się ze mną dzieje! Czy nie masz już dla mnie iskierki uczucia?! Pomyśl, zastanów się!...
— Nie męcz mnie, Kasiu, wiesz, jak bardzo cię lubię. Ale mówię ci... uważam za swój obowiązek powiedzieć, chcę być uczciwa... Przysięgłam jemu i sobie, że nigdy do ciebie nie wrócę...
— Nino, błagam cię, odłóż ten ślub, zlituj się nademną!... Na pół roku, na trzy miesiące... Może ci przyjdą refleksje, może dojdziesz do przekonania, że chcesz popełnić błąd! Nino, błagam cię, a nuż przyjdziesz do przeświadczenia, że on nie jest godzien cie-