— Czego ona chciała od ciebie? — zapytał po pauzie Nikodem.
Nina rozpłakała się. Nie mógł się z nią dogadać i zły chodził po salonie, roztrącając meble.
Nadeszła i pani Przełęska, lecz szybko wycofała się, sądząc, że trafiła na scenę zazdrości, czy jakąś grubszą sprzeczkę narzeczonych.
Dopiero po pewnym czasie Nina uspokoiła się, lecz nic nie chciała powiedzieć. Zapewniała tylko Nikodema, że może być pewny jej wierności i że Kasia nigdy więcej nie wróci.
— Co ma piernik do wiatraka — łamał sobie głowę Dyzma — baby to doprawdy mają we łbie groch z kapustą.
Był to moment wzruszający. W sali posiedzeń, z której usunięto stoły i krzesła zebrał się cały personel banku.
Na przedzie stał dyrektor, tuż za nim dwaj jego zastępcy, dalej prokurenci i wreszcie wszyscy urzędnicy i urzędniczki. Półgłosem prowadzono rozmowy, gdy drzwi otworzyły się szeroko i wszedł pan prezes.
Sto par oczu wpiło się z zaciekawieniem w jego twarz, pragnąc odczytać myśli szefa, lecz kamienna maska jego rysów była, jak zawsze tajemnicza i nieprzenikniona.
Stanął przed nimi, chrząknął i zaczął mówić:
— Moi państwo. Zaprosiłem was tutaj, żeby was pożegnać. Pomimo tego, że gwałtem chcą mnie zatrzymać na stanowisku, odchodzę. Może wiecie dlaczego, a może i nie wiecie, ale to wszystko jedno. Odchodząc chciałem wan podziękować za to, żeście państwo byli pracowici i służbiści, żeście pomogli mnie, twórcy tego banku, w jego wzorowem prowadzeniu. Myślę, że zachowacie o mnie dobrą pamięć, bo byłem dla was prawdziwym ojcem i — nie chwaląc się — nie jeden pod moją ręką sporo nauczył się. Nie wiem jeszcze, kto bę-