dzie moim następcą. Ale to jedno wam powiem, że musicie go tak samo szanować, jak i mnie, bo zwierzchnika zawsze szanować trzeba, chociaż to i nie będzie napewno żaden wielki mąż stanu, a może nawet spartoli to, co ja tak dobrze zrobiłem, ale zwierzchnik to zwierzchnik. Pracujcie dalej dla dobra kochanej ojczyzny, żeby państwo miało korzyść, skoro wam płaci. Żal mi was opuszczać, bo chociaż może i nie byłem z wami zanadto delikatny, ale taka już moja natura, a sercem do was przywiązałem się.
Wyjął chusteczkę i głośno wytarł nos.
Zkolei wystąpił dyrektor, i w dłuższem przemówieniu podniósł wielkie zasługi prezesa Nikodema Dyzmy, podkreślił jego znakomity talent organizacyjny i życzliwy stosunek do podwładych. Na zakończenie wyraził w imieniu swojem i wszystkich zebranych serdeczny żal, że tracą tak mądrego kierownika, poczem wśród głośnych wiwatów, wręczył prezesowi wspaniały biuwar na biurko, wykonany ze złoconej skóry.
Okładkę stanowiła wielka, srebrna płyta, na której u góry wyrzeźbiona była podobizna Nikodema, u dołu gmach banku, a w środku adres treści następującej.
Następowały liczne podpisy.
Podczas całej uroczystości sekretarz osobisty pana prezesa notował treść przemówień, teraz szybko przepisał dedykację i polecił jednemu z urzędników zrobić odpowiednią ilość odpisów rozesłać do prasy.
Sam śpieszył się bardzo, gdyż musieli jeszcze przebrać się we fraki, by zdążyć na pożegnalny bankiet, jaki na cześć Nikodema wydawał prezes Rady Ministrów.
Dyzma tymczasem żegnał się z urzędnikami, wszystkim podając rękę.
Po przybyciu do pałacu rady ministrów, Nikodem