przecie to lombrozoska czaszka!
Dyzma podniósł się i spojrzał na zegarek:
— No, to bądź zdrów!
— Pan odchodzi?... Niech pan jeszcze posiedzi, bo mi nudno samemu.
— Nie będziesz sam. Jeszcze dzisiaj wyślę cię do Tworek.
Ponimirski wyskoczył z łóżka i drżąc na całem ciele podbiegł do Nikodema:
— Nie! Nie! Ja zgadzam się na wszystko
— Zgadzasz się?
— Tak.
— I nie rozpuścisz pyska?
— Nie.
— Będziesz mnie uczył?
— Będę.
— No, klawo, a teraz nazwij mnie po imieniu.
— Kiedy ja nie pamiętam tego imienia. To jakieś idjotyczne imię.
— Nikodem.
— Teraz już wiem... Nikodem!
— Więc sztama?
— Co?
— No, zgoda między nami?
— Zgoda.
— Daj, Żorż, łapę! Servus.
Podali sobie ręce i Dyzma wyszedł.
Ponimirski usiadł na dywanie i śmiał się długo, sam nie wiedząc z czego.
Wreszcie zaczął krzyczeć:
— Antoni! Antoni! Antoni!
Gdy służący uchylił drzwi, Ponimirski rzucił się nań z pięściami:
— Czemuś zamilczał przedemną?!
— Co zamilczałem, paniczu?
— To, że moja siostra wychodzi zamąż! Stary ośle!... No teraz szybko pakuj rzeczy!
— Pakować, poco paniczu?
— Przeprowadzamy się.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/331
Ta strona została uwierzytelniona.