— Zobacz — powiedział z uśmiechem.
Mańka odwróciła głowę i oczy jej szeroko się rozwarły. Długo przyglądała się rozrzuconym banknotom
— Tyle forsy... tyle forsy... A to pięćsetki. Psia krew!
— Nikodem rozkoszował się efektem.
Dziewczyna chwyciła go za rękę:
— Słuchaj! Miałeś „robotę“? — zapytała z podziwem.
Dyzma roześmiał się i ot tak, dla kawału, powiedział:
— Aha!
Mańka ostrożnie dotknęła końcami palców pieniędzy:
— Powiedz... powiedz... — wyszeptała — chodziłeś na „mokrą robotę“?
Skinął głową.
Milczała, a w jej oczach malował się strach i podziw. Nigdy nie przypuszczała, że ten cichy sublokator, ten niedorajda...
— Nożem? — zapytała.
— Nożem.
— Ciężko było?
— Pi, — odparł — ani zipnął.
Pokręciła głową:
— Ale forsy miał... Może Żyd?
— Żyd.
— Nie wiedziałam...
— Czegoś nie wiedziała? — zapytał Dyzma i zaczął chować pieniądze.
— Nie wiedziałam, że ty taki...
— To niby jaki?
— No, taki...
Nagle przytuliła się do niego
— A ciebie nie nakryją?
— Nie bój się, ja dam sobie radę.
— Nikt nie widział?... Może jakie ślady zostawiłeś? Trzeba bardzo uważać. „Gliny“ to wiesz, oni po śladach lców nawet znajdą.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.