— Przepraszam państwa, — ekskuzował się Dyzma — ale jemu tylko zimna woda pomaga.
Byli już przy brzegu. Po kilku minutach doszli do alei.
Przed pałacem stał jakiś obcy samochód, bardzo zakurzony.
Szofer krzątał się przy podniesionej masce silnika.
— Kto to przyjechał? — zapytał Dyzma.
— Pan dyrektor Litwinek.
— Litwinek? — Nikodem podniósł brwi.
Wprawdzie podczas oficjalnych przyjęć w Zamku poznał doktora Litwinka, który był tam dyrektorem sekretarjatu, lecz ich znajomość nie miała takiego charakteru, jakiby mógł upowżniać Litwinka do odwiedzin w Koborowie.
Nadeszła reszta towarzystwa.
W hallu Krzepicki rozmawiał z wysokim, szpakowatym brunetem. Obaj przy wejściu Dyzmy wstali. Nastąpiły powitania i prezentacje.
— Jakże tam, dyrektorze, przesilenie rządowe? — rzucił od niechcenia Nikodem.
— Właśnie w tej sprawie miałem zaszczyt tu przybyć — skłonił się dr. Litwinek
— Jakto w tej sprawie?
Wszyscy oczekiwali w napięciu, odpowiedzi.
Litwinek sięgnął do teki i wyjął kopertę, poczem zrobił małą pauzę i wśród ogólnej ciszy powiedział uroczystym głosem:
— Wielce szanowny panie prezesie. Przybywam tu z polecenia Pana Prezydenta Rzeczypospolitej, by w jego imieniu prosić pana o przyjęcie misji tworzenia nowego rządu. Oto list odręczny Prezydenta.
W wyciągniętej ręce trzymał kopertę.
Nikodem poczerwieniał i otworzył usta:
— Że... że co?
Dr. Litwinek, kontent z wrażenia, jakie wywołał, uśmiechnął się nieznacznie:
— Pan Prezydent Rzeczypospolitej ma nadzieję, że
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/342
Ta strona została uwierzytelniona.