Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

popychających z obu stron wagonetki.
Ludzie zdejmowali czapki, lecz w ukłonach tych wyczuwało się niechęć, a nawet wręcz nieżyczliwość. Ogorzały jegomość w siwej kurtce podszedł do powoziku i zaczął coś mówić, lecz Kunicki mu przerwał:
— Panie Starkiewicz, ukłoń się pan, to jest właśnie pan Dyzma, pan administrator generalny.
Jegomość zdjął czapkę i obrzucił Dyzmę uważnem spojrzeniem. Ten ukłonił się zlekka.
Przez kilka minut, podczas których Kunicki wypytywał Starkiewicza o jakieś dane, Nikodem rozglądał się z zaciekawieniem wśród olbrzymich mas nagromadzonego drzewa, baraków, skleconych z desek wokół polany, pełnej świstu pił i pojęków siekier. Gdy ruszyli dalej, Kunicki rozpoczął fachowy wykład o gatunkach drzewa, o stanie eksploatacji, o trudnościach w uzyskaniu pozwoleń na wyręby we własnym lesie, o drzewostanie w tych okolicach. Cytował paragrafy ustaw, cyfry, ceny i od czasu do czasu zerkał w stronę towarzysza, którego mina wyrażała skupioną uwagę.
W istocie Dyzmę ogarnęło przerażenie. Wszystko to waliło się na jego świadomość coraz gwałtowniejszą lawiną pojęć i spraw, o których nie miał najmniejszego pojęcia. Czuł się, jak człowiek, na którego wywrócono stóg siana. Stracił wszelką orjentację i zrozumiał, że absolutnie nie da sobie z tem rady, że żadną miarą nie zdoła opanować sytuacji, bodaj o tyle, by nie skompromitować się i nie ośmieszyć, mówiąc prościej, „nie wsypać się“.
Kiedy zwiedzili już stację drzewną w lesie rządowym, tartaki przy dworcu kolejowym, fabrykę mebli, wykańczaną właśnie papiernię i budowę jakichś magazynów, zamęt w głowie Dyzmy wzrósł do tego stopnia, że najchętniej uciekłby zaraz. Piętrzyła się przed nim niebosiężna góra interesów niezrozumiałych, spraw przedziwnie, a tajemniczo zazębiających się wzajemnie, poznawał nowych ludzi, będących kierownikami tych spraw, mówiących o nich ze znawstwem i takiemi skrótami, że nic z tego wyłowić nie potrafił.