Pocieszał się jedynie spostrzeżeniami, że Kunicki nie widzi jego przygnębienia, biorąc je za skupioną rozwagę i pilną obserwację.
Widocznie tak był zaabsorbowany, funkcją informowania swego administratora, że nie miał czasu zauważy jego depresji.
Zbliżała się już trzecia, gdy zatrzymali się znowu przed pałacem.
— Widzi pan — rzekł Kunicki, oddając lejce stajennemu, — że moje Koborowo, to objekt nie mały. Nie mały i, dali Bóg, pomyślany logicznie i nastawiony na dobry i stały dochód. Jeżeli w praktyce tak nie jest, to już zasługa naszej biurokracji i chwiejnej polityki gospodarczej. Ale w tych warunkach można wiele, bardzo wiele zrobić, ale to już rzecz pańska i pański kłopot, kochany panie Nikodemie.
Obiad jedli we dwójkę, gdyż panie wyjechały samochodem do Grodna po zakupy. W Koborowie karmiono obficie i wykwintnie, to też Dyzma przy czarnej kawie, na którą przeszli do gabinetu, czuł się niezwykle ociężały.
Natomiast żywy, jak rtęć Kunicki, nie ustawał w objaśnianiu gospodarki koborowskiej. Otwierał szafy, szuflady, wyciągał jakieś segregatory, rachunki, korespondencje i mówił bez przerwy. Nikodem bliski już był rozpaczy, gdy staruszek, zebrawszy w małych rączkach grubą plikę ksiąg i papierów, zakończył.
— Widzę, że pan jest już trochę zmęczony, zresztą, należy się przecie wypoczynek po podróży. Zatem jeżeli pan pozwoli, wszystkie te materiały odeślę do pańskiego pokoju, a pan może je wieczorkiem przejrzy? Dobrze?
— Dobrze, z przyjemnością.
— A nie zdrzemnąłby się pan teraz, kochany panie Nikodemie, co?
— Wie pan, że rzeczywiście...
— No, to przyjemnej drzemki, przyjemnej drzemki, odprowadzę pana. A niech pan łaskawie zwróci uwagę na daty w korespondencji z dyrekcją lasów państwowych. Przecie to skandal, żeby przetrzymywano sprawy
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.