— Myślisz pan, że jestem warjatem? — chwycił go nagle za rękę Ponimirski i zbliżył twarz do jego twarzy.
Dyzma wzdrygnął się.
— Nie — rzekł niepewnym głosem — co znowu, broń Boże...
— Nie zaprzeczać! — krzyknął hrabia. — Ja wiem! Zresztą, napewno Kunik uprzedził pana. A może moja siostra? Powiedz pan, bo w końcu i ona zdemoralizuje się przy tym wieprzu, przy tym szakalu. Co Nina panu mówiła?
— Ależ bynajmniej, nikt mi nic nie mówił.
— Nikt?
— Słowo daje — zapewnił Nikodem.
— Widocznie sądzili, że pan mnie nie będzie miał zaszczytu poznać. Czy pan wie, że oni mnie zabronili wstępu do pałacu? Że kazali jadać samotnie? Że nie wolno mi opuszczać parku, bo Kunik kazał służbie bić mnie kijami, jeżeli wyjdę?
— Ale dlaczego?
— Dlaczego? Dlatego, że jestem niewygodny, że moje wielkopańskie manjery rażą tego parwenjusza, tego bastarda maglarki, datego, że ja tu powinienem być panem, nie ten łajdacki przybłęda, dlatego, że znieść nie może, iż ja, prawy dziedzic Koborowa, ja potomek rodu, w naszem odwiecznem gnieździe rodowem, muszę być panem!
— To pan Kunic... pan Kunik wziął Koborowo w posagu za siostrą pana hrabiego?
Ponimirski zakrył twarz dłonią i milczał. Po chwili Dyzma spostrzegł, że po długich, niewiarygodnie długich palcach ściekają łzy.
— Co za cholera!? — zaklął w myśli.
Piesek zaczął piszczeć natarczywie i drapać łapkami nogawicę swego pana. Ten wyjął silnie uperfumowaną jedwabną chusteczkę, otarł oczy i powiedział:
— Wybacz pan. Mam nieco podrażniony system nerwowy.
— Proszę bardzo... — zaczął Dyzma.
Hrabia skrzywił się w jadowitym uśmiechu:
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.