Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

zmroku, Dyzma dojrzał wyraźną złość.
— Poco te manifestacje? — syknął, szepleniąc mocno.
Pani Nina, na twarzy której odbiło się zmieszanie, rzekła cicho:
— Szkoda, że je zerwałaś. Życie kwiatów i tak jest bardzo krótkie...
W hallu rozstali się, wymieniając zdawkowe życzenia dobrej nocy. Dyzma jednak nie myślał o śnie. Postanowił za wszelką cenę starać się zapoznać z materjałami, dotyczącemi spraw majątkowych Kunickiego. Były to rzeczy wysoce skomplikowane, najeżone cyframi i pełne wrogich, niezrozumiałych wyrazów, których albo wcale nie znał, abo pojąć nie mógł ich tajemniczego znaczenia. Remanent, eskonto, trakcja, półfabrykat, cło ochronne, reasekuracja, rekompensata, tendencja, hossa, ekwiwalent — na czoło Dyzmy wystąpił kroplisty pot.
Zaczął czytać półgłosem, lecz i to nie pomagało. Poprostu przestał rozumieć znaczenie wymawianych zdań, sens których uciekał z jego świadomości, stawał się pusty i nieuchwytny.
Nikodem zrywał się od biurka i biegał po pokoju, wybuchając przekleństwami i tłukąc skronie zaciśniętemi pięściami.
— A jednak muszę, muszę — powtarzał uparcie — muszę to rozgryźć, bo inaczej przepadnę.
Znowu zaczął czytać i zrywał się znowu.
— Nie, to na nic, łeb mi pęknie, a nic nie zrozumiem.
Poszedł do łazienki i odkręciwszy kran z zimną wodą, wsunął ciemię pod orzeźwiający strumień. Stał tak pochylony kilka minut i myślał:
— Pomoże, czy nie pomoże?...
Nie pomogło. Całą noc spędził na wertowaniu papierów i jedynym rezultatem tej męki był silny ból głowy. Mgliste i urywkowe wyobrażenie o kompleksie gospodarki Koborowa żadną miarą nie mogło wystarczyć już nietylko do administrowania, lecz nawet dla rozmawiania o tych interesach z Kunickim.
— Co robić?