— cała sztuka karambolu polega na tem, że moja bila, uderzając o bandę w różnych miejscach, będzie nabierała różnych kierunków. Karambol tak wygląda.
Lekko uderzył swoją bilę, i karambol udał się wspaniale, ku podziwowi pań.
— Ależ to geometrja — zdziwiła się pani Nina.
— Ha, — dorzuciła Kasia — ja do takiej wprawy nie dojdę.
— A może pani spróbuje? — zwrócił się Dyzma do Niny.
— O, ze mnie to nic nie będzie — powiedziała, biorąc jednak kij do ręki. Nie wiedziała, jak ustawia się lewą dłoń, by zrobić z niej podpórkę i Dyzma musiał ułożyć jej palce. Zauważył przy tem, że pani Nina ma bardzo gładką skórę. Przyszło mu na myśl, że te ręce napewno nic nigdy nie robiły, jakie to szczęście — pomyślał — być tak bogatym, człowiek nie potrzebuje palcem ruszyć; wszystko zrobią za niego...
— No, proszę pana, — odezwała się Nina — mnie pan uczyć widocznie nie chce?
— Przepraszam. Tak sobie, zamyśliłem się.
— Ciekawam, nad czem?
— Ee, nic. Poprostu dotknąłem teraz pani ręki i pomyślałem, że tak delikatne ręce żadnej pracy pewno nie znają.
Pani Nina zarumieniła się:
— Ma pan rację. Wstydzę się tego oddawna, ale brak mi siły woli. by raz wreszcie zająć się jakąś robotą. Próżnuję może i dlatego, że okoliczności tak się składają.
— Oczywiście, poco pracować, gdy się ma tyle pieniędzy — powiedział Dyzma poprostu.
Pani Nina zagryzła wargi i spuściła oczy.
— Pan jest bardzo surowym sędzią, ale przyznaję, że zasłużyłam w zupełności na tę gryzącą ironję.
Dyzma nie zrozumiał i zaczął się głowić, o czem właściwie ona mówi.
— Pan Dyzma jest weredykiem i wali prawdę prosto z mostu — zaopinjowała Kasia.
— To jednak jest zaletą rzadką — dodała Nina.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.