bo orka, ale było zawsze to wyjście. Zresztą, gdy nie wykuł, mógł zawsze udać chorego i nie iść na lekcje... A tu niema żadnej rady, żadnej... Bo przecie tego wykuć nie można, a zachorować...
Nagle zastanowił się:
— A żeby tak zachorować?
Ale co z tego?
— Zawsze można odwlec wylanie na parę dni... może nawet na parę tygodni...
To jest myśl! Dobra myśl! Tymczasem może coś się zdarzy, coś się zmieni...
— Tak — zdecydował — niema gadania. Od jutra rana zachoruję i koniec.
Długo namyślał się nad wyborem odpowedniej choroby. Żadna zaraźliwa nie nadawała się, bo wysłaliby go może do szpitala. Żołądek też musi być zdrowy, bo mu jeść nie dadzą...
— A żeby tak reumatyzm?...
Ucieszył się:
— To będzie najlepsze, bo choćby i doktora wezwali to i ten nie pozna się.
Gdy przyszedł lokaj prosić go na obiad, Dyzma miał już gotowy plan ciężkiego ataku reumatycznego w prawej ręce i w prawej nodze. Dziś przy kolacji zacznie się skarżyć na ból, a jutro wcale nie wstanie z łóżka.
Był tak kontent z pomysłu, że wpadł w doskonały humor.
Przy stole panował nastrój wesoły. Widocznie nieobecność pana domu wpływała dodatnio na usposobienie pań. Rozmawiano o projektowanym wyjeździć Kasi do Szwajcarji, gdzie miała studjować medycynę.
— I zamierza pani po ukończeniu uniwersytetu praktykować? — pytał Dyzma.
— Oczywiście.
— Będziemy twoimi pacjentami — zaśmiała się pani Nina.
— Ty tak — odparła Kasia — ale pan Dyzma nie.
— Pani jest nielitościwa. A gdybym zachorował, a nie byłoby wpobliżu lekarza?...
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.