łajdaka, chama, nie pana. Pan to jestem ja! Rozumie osoba?
— Rozumiem, — zgodził się Dyzma — a więc umarła?
— Po pierwsze nic mnie to nie obchodzi, a po drugie umarła już dawno. Proszę mi dać papierosa.
Zapalił i, puszczając misterne kółka dymu, zamyślił się głęboko... Dyzma zauważył, że Ponimirski jest dziś znacznie spokojniejszy i dlatego zaryzykował zapytanie:
— A dlaczego pana hrabiego usunęli z pałacu?
— Co?
— Pytałem, dlaczego pana hrabiego usunęli?
Ponimirski nic nie odpowiedział i dłuższą chwilę wpatrywał się w oczy Dyzmy. Wreszcie pochylił się do niego i rzekł szeptem:
— Zdaje mi się, że będę pana potrzebował...
— Mnie? — zdziwił się Nikodem.
— Ciiiicho! — rozejrzał się nieufnie dokoła. — Mam wrażenie, że nas ktoś podsłuchuje.
— Przywidziało się panu hrabiemu. Nikogo tu niema.
— Pst! Brutus! Szukaj szpiega, szukaj!
Ratlerek przyglądał się swemu panu z głupkowatą miną i nie ruszał się z miejsca.
— Głupie bydlę! — zirytował się hrabia — poszoł won!
Wstał i skradającym się krokiem obszedł dokoła krzaki. Gdy usadowił się znowu na ławce, powiedział pouczająco:
Nie można nigdy przesadzić w ostrożności.
— Mówił pan hrabia, że będzie mnie potrzebował — zaczął Dyzma.
— Tak, użyję pana jako narzędzia, tylko musi mi pan przyrzec absolutne posłuszeństwo. Oczywiście, nikomu ani słowa. Przedewszystkiem pojedzie pan do Warszawy do mojej ciotki, pani Przełęskiej. Jest to bardzo głupia i bardzo szanowna osoba. Pewnie i pan to zauważył, że osoby szanowne najczęściej są głupie?...
— Rzeczywiście...
Ponimirski wykrzywił się ironicznie i dodał:
— Pan, panie, jest wyjątkiem z tej reguły, bo chociaż
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.