Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

przykre?... Chyba przyjemne, chociaż u tych wielkich panów, to nigdy nic naprawdę nie wiadomo.
— A jeżeli ona leci na mnie?... Ee... niemożliwe.
Głos Niny dźwięczał, falował subtelną modulacja, czasem drżał wzruszeniem. Spuszczone rzęsy opadały na białość policzków długim cieniem, w załamaniach puszystych włosów połyskiwało słońce, przedzierające się przez gąszcz liści i kładające na dywanie jasną, ożywczą plamą. W pokoju pachniało lawendą i lipcem, pyszniły się pozłacanemi bronzami wielkopańskie rozparte sprzęty, z pokrytego arabeskami sufitu zwieszała się ciężka ampla, połyskująca rubinowym kryształem.
— Mój Boże, i ktoby tu jeszcze przed tygodniem pomyślał, że ja, Nikodem Dyzma, będę leżał tu w tym wspaniałym pokoju na tem bogatem łożu, a ta piękna pani będzie mi czytała książkę!
Przymknął oczy i nagle zadrżał:
— A jeżeli to jest sen, jeżeli to wszystko jest fantazją, jeżeli teraz otworzę oczy i zobaczę okopcone i wilgotne ściany izby Barcików przy ulicy Łuckiej? A ten głos?... Może to Mańka czyta Walentowej kurjerka?
Wtem głos umilkł, by po pauzie odezwać się przyciszonem pytaniem:
— Czy pan zasnął?
Dyzma otworzył oczy i uśmiechnął się:
— Nie, proszę pani.
— Minął panu ból? Lepiej panu?
Nikodem znowu uśmiechnął się:
— Ból mi nie minął, ale mi lepiej.
Milczała.
— Jak pani jest tutaj, to mi lepiej.
Spojrzała nań ze smutkiem i nic nie odpowiedziała. Nikodem pomyślał, że jednak ten obłąkany jej brat musiał mieć rację, że ona jest nieszczęśliwa. Nadarzała się sposobność sprawdzenia i innych jego informacyj, to też Dyzma powiedział:
— A pani ma zmartwienie jakie?
— Pan chyba jest jedynym człowiekiem w tym domu, który może powiedzieć, że jest mu dobrze.