Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

wymowy. Opowiadał przeszło godzinę o różnych przejściach z dyrekcję lasów i zakończył tyradę, wyrażeniem nadziei, że wreszcie dzięki Dyzmie te nieszczęścia miną. Trzeba koniecznie, żeby kochany pan Nikodem jaknajprędzej pojechał do Warszawy i raz wreszcie rozmówił się z ministrem Jaszuńskim.
Dyzma zapewnił, że gdy tylko wstanie, natychmiast pojedzie do Warszawy.
— A jak pan sądzi, kochany panie Nikodemie, łatwo panu pójdzie? Prędko da się rzecz załatwić?
— Zrobi się — odparł Dyzma — niech pan będzie spokojny. Może tylko jakie drobne koszta będą.
— Koszty? Ależ to głupstwo. Służę panu zawsze gotówką. No, a jakże się pan u mnie czuje? Nie nudzi się pan?
Dyzma zaprzeczył. Owszem, jest mu nawet bardzo miło.
— Tylko uważa pan, dla pańskiej informacji, gdy pan będzie załatwiał nasze sprawy w Warszawie, niech pan pamięta, że Koborowo nie jest zapisane na moje nazwisko, ale na nazwisko mojej żony. Musiałem to zrobić z pewnych względów formalnych.
— To niby — zapytał Dyzma, przypominając rozmowę z Ponimirskim — ja mam występować w imieniu pańskiej żony?
— Tak, tak, chociaż może pan i w mojem, bo przecie jestem właścicielem faktycznym, zresztą mam od żony plenipotencję.
Dyzmę korciło, żeby zapytać, czy ma też i weksle, lecz pohamował się. Stary gotów byłby nabrać podejrzeń.
Kunicki zaczął wypytywać Nikodema o jego poglądy na stan gospodarki Koborowa, lecz musiał z tego zrezygnować, gdyż choremu wrócił atak bólu reumatycznego i to tak silny, że kochany pan Nikodem aż syczał, a wyraz twarzy zmienił mu się do niepoznania.
Po kolacji Kunicki znowu zajrzał do Dyzmy, jednakże ten udał śpiącego, czem uniknął ponownej rozmowy.
Długo w noc rozmyślał wszakże nad nieuniknioną koniecznością podróży do stolicy, z której już chyba nie bę-