Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

dzie poco wracać. Postanowił jednak próbować rzecz jak najdłużej przeciągnąć. W każdym razie będzie mógł odszukać pułkownika Waredę i jego poprosić o porozmawianie z ministrem.
Przypomniał Ponimirskiego. Kto wie, może warto i od niego wziąć ten list. Jeżeli ciotka Ponimirskiego jest ustosunkowana, to może i przez nią da się coś zrobić. Oczywiście, ani przez chwilę nie łudził się, że uda mu się załatwić pomyślnie sprawy Kunickiego. To byłoby niemożliwością. Chciał jednak stworzyć pozory, któreby utrzymały Kunickiego w przekonaniu, że on Dyzma, jest istotnie w przyjaźni z ministrem i że jeżeli nie teraz, to później będzie mógł u niego wyjednać wydalenie, czy przeniesienie na inne stanowisko Olszewskiego, oraz taki przydział drzewa z lasów państwowych, któryby zaspokoił chciwość Kunickiego.
Wkrótce po jego wyjściu zjawiła się pani Nina. Była smutniejsza niż zwykle i bardziej zdenerwowana, lecz na uśmiech Dyzmy odpowiedziała również uśmiechem. Wypytywała o zdrowie, skarżyła się na migrenę, przez którą noc spędziła bezsennie, wreszcie zapytała:
— Podobno jedzie pan do Warszawy, czy na długo?
— Jadę, proszę pani, na tydzień, najwyżej na dziesięć dni.
— Warszawa — rzekła w zamyśleniu.
— Lubi pani Warszawę?
— O, nie, nie... to jest właściwie lubiłam ją kiedyś bardzo... Nawet dziś lubię, tylko siebie w niej nie lubię.
— Tak... A pani ma tam przyjaciół, krewnych?
— Nie wiem... Nie — zaprzeczyła po chwili wahania.
Nikodem postanowił zręcznie sprawdzić kwestję istnienia ciotki Przełęskiej.
— A czy pani Przełęska nie jest pani kuzynką?
Na twarzy Niny odbiła się przykrość.
— Ach, zna pan ciotkę Przełęską?... Owszem, tak, ale po moim ślubie stosunki z nią bardzo się rozluźniły. Nawet nie pisujemy do siebie.
— Tak — rzekł Dyzma.
— Bywa pan u niej?