— Nie potrafię żyć... w nędzy... Zresztą, nie tylko o sobie muszę myśleć.
— Żartuje pani — przebiegle zaczął Nikodem — przecież Koborowo to grube miljony, są one pani własnością...
— Myli się pan. Koborowo jest własnością mego męża.
— Ależ sam mi pan Kunicki mówił...
— Tuk. Zapisane jest na mnie, lecz w razie rozwodu byłabym nędzarką.
— Nie rozumiem?
— Ach, poco mówimy o tych rzeczach... Widzi pan, mój mąż wziął odemnie zobowiązania na takie sumy, które przewyższają wartość Koborowa.
— Wyłudził od pani?
— O, nie, wziął, bo mu się należały... na pokrycie długów mojej rodziny.
— Aha!...
— Nie mówmy już o tem, to mi sprawia tak wielką przykrość, — złożyła ręce i patrzyła mu w oczy z błagalną prośbą — i proszę pana, niech pan z moją ciotką o mnie nie rozmawia, dobrze?
— Jak pani każe. Chociaż...
— Proszę pana! Bardzo proszę! Tamten świat już dla mnie nie istnieje, nie mam do niego powrotu.... Czytajmy...
Wzięła kisążkę i otworzyła ją na zakładce. Zaczęła czytać, lecz zanim zdołała wymówić kilka słów, głos począł drgać, piersi jej wznosiły się i opadały w szlochu.
— Niech pani nie płacze, nie trzeba płakać — bezradnie uspakajał Dyzma.
— Boże, Boże — łkała — pan jest dla mnie taki dobry, taki... dobry... Niech pan mi przebaczy... to nerwy..,
Zerwała się nagle i wybiegła z pokoju.
— Ani chybi — pomyślał Dyzma — kobieta zakochała się we mnie.
— Zakochała się — powtórzył głośno i uśmiechnął się z zadowoleniem.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.