dział się, że pułkownik Wacław Wareda latem zawsze mieszku w Konstancinie w willi „Haiti“, do miasta zaś przyjeżdża zwykle popołudniu.
Z niezwykłej uprzejmości, z jaką go informowano, Dyzma domyślił się, iż pułkownik Wareda musi być osobistością wybitną. Chciał nawet zapytać o stanowisko Waredy, lecz zrezygnował z tego w obawie przed posądzeniem go o nieznajomość spraw państwowych.
Zbliżała się dopiera dziesiąta i Dyzma wpadł na pomysł, by zaraz pojechać do Konstancina. Tak też i zrobił. Wprawdzie droga była fatalna, jednakże dzięki sile motoru i doświadczeniu szofera jechali dość prędko i w półgodziny byli już na miejscu. Willę „Haiti“ odszukali łatwo. Była to piękna piętrowa willa z obszernym tarasem, wychodzącym na ogród, a widocznym przez żelazną koronkę sztachet. Na tarasie siedział jakiś pan w pidżamie i czytał dzienniki. Gdy auto zatrzymało się przed furtką, odwrócił głowę i Nikodem odrazu poznał pułkownika.
Ten natomiast, chociaż odpowiedział na ukłon, przyglądał się przybyłemu przez zmrużone powieki krótkowidza, dopiero gdy Nikodem otworzył furtkę, pułkownik zerwał się i krzyknął:
— Servus! Jak Boga kocham, to nasz pogromca Terkowskiego! Witam, panie Nikodemie, gdzie pan przepadł? — ścisnął jego dłoń oburącz.
— Moje uszanowanie panie pułkowniku, siedziałem na wsi. Ale wczoraj przyjechałem do Warszawy, a dowiedziawszy się, że pana pułkownika tu znajdę...
— Brawo! Świetny pomysł! Zje pan ze mną śniadanie?
— Prawda, że wy, wieśniacy, wstajecie z kurami.
Pułkownik ucieszył się przyjazdem Dyzmy szczerze. Człowiek ten podobał mu się niezwykle, a przytem luksusowy wóz Dyzmy był gwarancją puszczenia dziś w trąbę obrzydliwej kolejki wilanowskiej.
— Popiliśmy wczoraj tęgo — mówił Wareda — myślałem, że będę dziś miał „katza“, ale na szczęście czuję się świetnie.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.