Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czego się pani wydziera, do stu djabłów! — ryknął z całej siły.
Pani Przełęska umilkła, jakby rażona piorunem, oczy jej rozszerzyły się, skurczyła się w sobie i z przerażeniem spojrzała na intruza.
— Nikt tu od pani pieniędzy nie chce, a jeżeli czego chce, to właśnie oddać!
— Co?
— Powiadam: oddać.
— Kto? — zapytała z rosnącem zdziwieniem.
— A jak pani myśli, kto? Szach perski? Sułtan turecki?... Siostrzeniec pani, a mój przyjaciel.
Pani Przełęska chwyciła oburącz głowę.
— Ach, niech pan wybaczy, mam dziś szaloną migrenę i służba doprowadziła mnie do pasji, niech pan daruje!... Bardzo przepraszam. Pan pozwoli. ,
Dyzma wszedł za nią, do bocznego pokoiku, gdzie połowa mebli leżała na ziemi, a w środku stała szczotka do froterowania posadzek.
Postawiła mu krzesło przy oknie i sama, znów przepraszając za swój strój wyszła, by zniknąć na dobre pół godziny.
— Co za cholera, — myślał Dyzma — wskoczyła na mnie jak szpic na garbatego. Djabli mnie tu przynieśli. Widać ciotka nie mniejsza warjatka od siostrzeńca. Niby wielka dama, a wygląda jak kuchta...
Długo nie mógł się uspokoić, gdy jednak to nastąpiło, zaczął żałować, że odrazu tej babie powiedział o zamiarze Ponimirskiego oddania długów.
— Ma tamtego za warjata, gotowa i mnie wziąć za takiegoż...
Wreszcie zjawiła się. Teraz ubrana była w piękny purpurowy szlafrok, miała uczesane włosy, a na jej mięsistym nosie i wystających policzkach bielała gruba warstwa pudru, jeszcze mocniej podkreślona jaskrawym karminem warg.
— Bardzo pana przepraszam, bardzo, — zaczęła z miejsca — jestem doprawdy przemęczona nerwowo. Jestem Przełęska...