Wyciągnęła ku niemu długą, szczupłą rękę, którą Nikodem ucałował, wymieniając swoje nazwisko.
Zaczęła go wypytywać, przyczem pytania tak szybko następowały po sobie, że mimo dobrej woli nie mógł na żadne z nich odpowiedzieć. Wyciągnął zatem list Ponimirskiego i podał jej w milczeniu.
Wzięła list w palce i zawołała:
— Mój Boże, zapomniałam lorgnon, Franiu, Franiu! Antoni! Franiu! — wołała rozdzierającym głosem.
Rozległ się przyspieszony tupot i po chwili pokojówka przyniosła szkła oprawne w złoto. Pani Przełęska zaczęła czytać list, w trakcie czego dostała wypieków i kilkakrotnie przerywała sobie, dla coraz wylewniejszego przepraszania Dyzmy.
List sprawił na niej silne wrażenie. Przejrzała go powtórnie i oświadczyła, że sprawa jest niezmiernie ważna, nie dlatego, że Żorżyk ma oddać jej dług, ale wogóle.
Wypytywała szeroko Nikodema o stan rzeczy w Koborowie, o nastrój „tej nieszczęsnej Ninetki“, o stan majątkowy „tego złodzieja Kunika“, zakończyła zaś pytaniem, co o wszystkiem sądzi szanowny pan.
Szanowny pan nic nie sądził i odpowiedział półgębkiem:
— Bo ja wiem? Trzeba byłoby pogadać z adwokatem.
— Mądra myśl, mądra myśl — podchwyciła pani Przełęska z akcentem uznania — ale wie pan co, najlepiej byłoby przedtem naradzić się z panem Krzepickim, zna pan pana Krzepickiego?
— Nie, nie znam. A kto to?
— O to bardzo zdolny człowiek i stary nasz znajomy, chociaż młody wiekiem. Proszę pana, pan stanął w hotelu?
— Tak.
— Czy nie odmówi pan, gdy go zaproszę na jutro na obiad? Będzie właśnie pan Krzepicki i omówimy całą sprawę. Dobrze?
— A o której?
— O piątej, jeżeli pan łaskaw
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.