mieszkania wychodzą na ulicę i być może, ktoś zobaczy jego auto, to zaś doda mu szyku.
Właściwie mówiąc, nie wiedział o czem ma mówić z ciotką Ponimirskiego i z tym jakimś Krzepickim, a zwłaszcza nie widział celu tej rozmowy. Jeżeli zgodził się przyjść, to jedynie przez ciekawość i poniekąd dla atrakcyjności samej wizyty w wielkopańskim domu.
Już od progu zauważył, że dom ten za pierwszym razem oglądał w nienormalnych warunkach. Dziś było to poważne, pełne ciszy, dostojności i ładu mieszkanie. Wprawdzie nie wytrzymywało ono porównania z pałacem koborowskim, ale miało w sobie coś nieuchwytnego, co Dyzmie jeszcze bardziej imponowało.
Lokaj otworzył drzwi do salonu, a po dłuższej chwili weszła tam pani Przełęska, która wyglądała dziś na całkowitą damę; za nią wszedł mężczyzna lat około trzydziestu pięciu.
— Pan Krzepicki — pan Dyzma — rzedstawiła pani Przełęska.
Krzepicki przywitał się szarmancko. Jego przesadnie rozrzucone ruchy, uderzająca swoboda w obejściu i nosowe brzmienie głosu nie podobały się Nikodemowi z miejsca, chociaż przyznać musiał w duchu, że jest on przystojny, a może nawet znacznie ładniejszy od sekretarza sądu w Łyskowie, pana Jurczaka, który był na cały powiat znanym pogromcą serc niewieścich.
— Niezmiernie cieszę się, że mam zaszczyt poznać szanownego pana, o którym tyle miałem szczęście słyszeć — rzekł Krzepicki, siadając i wysoko podciągając nogawkę.
Dyzma postanowił mieć się na baczności przed tym człowiekiem, który odrazu wydał mu się przebiegłym i nieszczerym. To też odparł wymijająco:
— Ludzie, jak ludzie, zawsze coś mówią.
— Pan wybaczy — odezwała się pani Przełęska, — ale właśnie dopiero od pana Krzepickiego dowiedziałam się, że pan jest tak wybitnym politykiem. Przyznaję się ze wstydem, że my, kobiety, w sprawach politycznych jesteśmy ignorantkami
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.