O, nie przesadzajmy — zaprzeczył Krzepicki i podciągnął drugą nogawkę.
Dyzma nie wiedział co powiedzieć i tylko chrząknął.
Na ratunek przyszedł mu służący, który zjawił się z oznajmieniem, że podano do stołu. Podczas obiadu pani Przełęska i Krzepicki, którego raz nazywała po nazwisku, to znów „panem Zyziem“, zaczęli wypytywać Dyzmę o sprawy koborowskie. Pani Przełęska interesowała się głównie kwestją stosunku „tej nieszczęśliwej Niny“ do brata i do męża, natomiast pan Zyzio zasypywał Nikodema pytaniami, dotyczącemi dochodów Kunickiego i wartości majątku. Dyzma starał się odpowiadać najkrócej, by jakimś nieopatrznym zwrotem nie zdradzić tego, że właściwie ma bardzo mało wiadomości w tych kwestjach.
— A niech szanowny pan raczy powiedzieć, czy choroba umysłowa Żorża jest tak rzucająca się w oczy, że niepodobna myśleć o jego uwłasnowolnieniu?
— Bo ja wiem... Warjat to on jest, ale możeby potrafił zapanować nad sobą...
— Słuszne spostrzeżenie — potwierdziła pani Przełęska. — Właśnie jego choroba polega na zaniku ośrodków hamujących, lecz sądzę, że gdy pojmie konieczność trzymania języka na wodzy, potrafi wytrwać bodaj przez krótki czas.
— Chyba — potwierdził Dyzma.
— Mam tylko obawę, — ciągnęła pani Przełęska — czy Nina zgodzi się na nasze plany?
— Phi — wzruszył ramionami Krzepicki. — A poco ma je znać? Zrobi się wszystko pocichutku. Najważniejszą rzeczą jest znaleźć odpowiednie wpływy w ministerstwie sprawiedliwości, ale o to kłopotać się nie potrzebujemy, skoro szczęśliwy los dał nam, jako sprzymierzeńca, wielce szanownego pana. Nieprawdaż?...
— Ach, co za szczęście — zawołała pani Przełęska — że pan, właśnie pan, kolega Żorża i jego przyjaciel, spotkał go teraz!
Na kawę przeszli do małego saloniku. Tutaj Krzepicki wyjął notes i ołówek, poczem zaczął:
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.