chałem Żegotą i świadomie starał się poznać jego świat, tak czarnemi przezeń malowany barwami. Instynktownie bronił się przed przyznaniem mu racji i gorączkowo szukał zaprzeczenia.
Rozczarowanie jednak z dnia na dzień potężniało.
O, nie tak sobie wyobrażał Polskę, tę Polskę, którą jeszcze dzieckiem widział w krysztale własnych łez wyciśniętych słuchaniem opowieści starego ojca, nie tak wyobrażał ją sobie, gdy ze ściśniętą wzruszeniem krtanią, czytał na sztubackiej stancji zasłuchanym kolegom historję powstania kościuszkowego, nie taką ją widział w błysku własnej szabli i w krwi towarzyszów pułkowych, nie taką wymarzył w palmowe noce afrykańskie, kiedy po piekle dziennego skwaru i manjackiej pracy pieścił w sobie świadomość posiadania wolnej i wielkiej ojczyzny.
Gdy wsiadał na pokład, śmiał się do siebie, jak dzieciak, gdy rozstawał się z wspólnikiem, poczciwym Vasquetem, nie znajdował słów, by mu swoją radość wytłumaczyć, by mu dać pojęcie o skali swego szczęścia!
A dziś?
Dziś z rozdartem sercem czytał list tegoż Vasqueta:
„…rzadko i nie wesoło piszesz do nas. Zdaje mi się, że Cię rozumiem. Oboje z żoną częso myślimy tu o Tobie i brak nam Ciebie bardzo. Nie chciałbym dotknąć Ciebie, ani Twoich uczuć, które wiesz, jak szanuję, ale jeżeli Ci tam źle, jeżeli Ci tam pusto, wiedz, że masz tu starych dobrych przyjaciół. Znasz ich, nieprawdaż? Plantacje twoje prosperują znakomicie. Zaraza wielbłądzia skończyła się dla Ciebie stosunkowo pomyślnie. Tylko dwanaście sztuk padło. Składy w Tunisie stale wynajęte. Ogółem będzie plus-minus osiemdziesiąt tysięcy franków czystego zysku.
Napisz czy mam Ci je przekazać, czy też wolisz bym włożył w rozszerzenie plantacyj? Twego domu dotychczas nie sprzedałem. Po pierwsze nie trfaił się dość dobry kupiec, a po drugie… Co tu ukrywać — wciąż czekam Twego powrotu. Nie miej mi tego za złe, drogi Przyja-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/132
Ta strona została skorygowana.