Jakkolwiek było to niespodziewane, nie mijało się jednak z prawdą.
Andrzej postanowił ożenić się. Ożenić się jak najprędzej.
Zadecydowały o tem dwie pobudki. Chciał wreszcie mieć swój dom, swoją żonę i swoje dzieci, chciał mieć rodzinę, jaką była ta, w której sam się wychował, z drugiej strony, znając swoją zmysłowość i temperament, pragnął mieć własną kobietę, związek z którą byłby mu hamulcem.
Rozważył to całkiem na trzeźwo, następnie skompletował sobie w mózgu coś w rodzaju tablicy kwalifikacyjnej, na której stało wyraźnie, że kobieta ta musi być inteligentna, młoda, ładna, sympatyczna, musi być nieposzlakowanej opinji, panną z dobrego domu, dość zdrową, by mu zdrowe dać potomstwo i dość rozumną, by je dobrze wychować.
Wśród znajomych niewiele mógł znaleść kandydatek. Były to panny ze środowiska Ireny, tak jak ona patrzące na życie. Przyszła mu na myśl jeszcze córka Migielskiego, którą poznał kiedyś podczas „zielonego karnawału“, drobna, zalękniona dziewczynka, jeszcze kilka panien… Żadna z nich nie odpowiadała tablicy kwalifikacyjnej Dowmunta.
Tymczasem nadszedł list on Iry. Nawpół drwiąco, nawpół serdecznie, życzyła wszelkiej pomyślności.
„Miałam zamiar — pisała — przyśpieszyć swój powrót do Warszawy. Obecnie, niestety, (pzyznaję, że niestety!) nie mam powodów. Wystarczyć mi musi to, że i Ty, Andy, nie potrafisz zaprzeczyć, że nasz nieromantyczny romans miał jednak poezję, że wypijaliśmy swą rozkosz i siebie całych, duszkiem. Prawda? I jeśli kiedyś nawiedzi Cię, słodki mój Kochanku, kaprys powrotu do moich ust, a pantofelek Twej magnifiki nie będzie Cię zbyt mocno przyciskał, rzeknij jak nieboszczyk Salomon do Sulamity: — Otwórz mi kielich twego ciała! — A ja wówczas, jeżeli również kaprys mi przyjdzie, odpowiem jej słowami: — Niech będą ci piersi me,
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/145
Ta strona została skorygowana.