Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/170

Ta strona została skorygowana.

czas też powiedział, że przystąpi do „Adrolu“. Ojciec był bardzo zdenerwowany, bo tam u niego podobno coraz gorzej.
Andrzej potwierdził. Przedsiębiorstwo pana Rzeckiego znajduje się w przededniu upadłości i właśnie „Adrol“ ma zamiar przejąć niektóre jego agendy, jak stacje zakupu lnu i szczeciny.
Przed wieczorem pojechali do Wilanowa na mleko. W kawiarni było pusto. Zanim jednak podano mleko przy furtce zatrzymał się czerwony Daimler ministra Bieńkiewicza, pełen rozbawionego towarzystwa, a tuż za nim szafirowy wóz Leny Kulczowej. Obok niej siedział pułkownik Łęski wypomadowany i wykrygowany do niemożliwości. Gdy weszli Andrzej wstał i ukłonił się. Lena lekko skinęła głową, panowie zaś, widocznie podchmieleni, kłaniali się z afektacją i uporczywie przyglądali się Marcie. Na dobitek ulokowali się — na znak Leny — tuż przy ich stoliczku.
— Chyba chodźmy — szepnęła Marta. Zrobiło się jej niewymownie przykro, tembardziej, że sąsiednie towarzystwo nie ukrywało tego, że obserwuje wrażenie, jakie wywarło na obu paniach to niespodziewane spotkanie.
Andrzej zapłacił i wyszli odprowadzeni milczeniem i bacznym wzrokiem. Dopiero, gdy samochód ruszył Marta odetchnęła z ulgą. Po pewnym czasie nieśmiało się odezwała:
— Ale ty jej już nie kochasz?
— Nie. Nigdy nie kochałem — odparł krótko.
Zamyśliła się.
— A jednak…
Wziął jej rękę i nie odrywając oczu od drogi ucałował:
— Nie mówmy o tem, kochanie. Dobrze?
— Jeżeli ci przykro…
— Przykro.
Pogłaskała jego rękę i pomyślała, że to bardzo dobrze i że do tematu tego nigdy nie powróci. Wpraw-